Szukaj Boga we wszystkim...
Niebezpiecznym jest poddać się pewnej rutynie, szarej codzienności, patrząc na świat oczyma życia duchowego. Trzeba nam ciągle na nowo uświadamiać sobie, wobec jak wielkich Tajemnic stajemy każdego dnia. Aby więc słowa nie były rzucane na wiatr, a wypełniały się w życiu i orzeźwiały nasze spojrzenie, spotkałyśmy się wraz z dziewczętami z okolicznych miejscowości w naszym domu w Olszance. W klimacie bożonarodzeniowej stajenki rolę Wschodzącej Gwiazdy pełnił dla naszej grupy bł. O. Honorat. Swoim przykładem prowadził nas nie tylko do Betlejemskiej Groty, lecz przede wszystkim do stóp Ołtarza, gdzie codziennie przez dłonie kapłana rodzi się dla nas Jezus.
Przychodzi nieustannie, chcąc umierać na ołtarzu po to, by rodzić się w naszych sercach. Te kilka dni wyciszenia i głębszej refleksji u progu nowego roku były bardzo potrzebne, aby wsłuchiwać się w głos dochodzący z naszych serc – głos cichy, czasem prawie niedosłyszalny, zagłuszany przez obowiązki, naukę i pracę.
Wśród wielu ważnych punktów naszego spotkania pięknym doświadczeniem był obejrzany spektakl „Tajemnica Eucharystii”, przygotowany na podstawie objawień Cataliny Rivas, mistyczki boliwijskiej. Catalina spisywała wszystko, co dyktował jej Pan Jezus podczas objawień. Jak to dobrze uświadomić sobie cenę i wartość Skarbu, w którym uczestniczy całe niebo!
Nie zabrakło również dzielenia się radością z narodzin Pana, którą wyrażałyśmy śpiewem kolęd, tańcem, twórczością plastyczną oraz wieloma artystycznymi interpretacjami tekstów Ewangelii.
Rozum zaś, poznający dużo głębiej elementy budowy liturgii Mszy świętej oraz znaczenie gestów liturgicznych może teraz chwytać Serce i Wolę, aby prowadzić do stóp Tabernakulum. Wszystkie wewnętrzne władze wobec tak wielkiej Miłości nie mogą oprzeć się, aby biec do Ołtarza, gdzie jest jednocześnie Początek i Koniec, Tajemnica i jej Wyjaśnienie, wobec której jedyne, co możemy zrobić, to w najpokorniejszej ciszy klęczeć, słuchać i uczyć się kochać…
Zdjęcia s. Joanna Szamik
ul. Smoleńskiego 31, 01-698 Warszawa
022 833 90 60
517 931 430
rekolekcje@marylki.pl
Zachęcamy Cię do przeczytania świadectw dziewcząt, które odważyły się, przyjechały – ba, przeżyły z uśmiechem i …
Chcę się dziś z Wami podzielić czymś, co jest dla mnie wielką tajemnicą, ale jednocześnie ogromną łaską. Czułyście kiedyś, że jako kobiety zatracacie swoją wartość, piękno i wdzięk? Niby nic nieznaczące i niepotrzebne? Ja tak… Na początku obserwacje, co inni o mnie myślą, mówią, jaka jestem w ich oczach… a później niczym protokół sporządzona przeze mnie samoocena. Coraz głębiej wpadałam w otchłań beznadziejności, w której wir osamotnienia i oschłości ciągnął mnie w ciemności grzechu. Zapominałam, co znaczy szczery uśmiech, życzliwe słowo i miła rozmowa... zapominałam, KTO mnie stworzył. Często udawałam, przybierałam sztuczną twarz, bo nie chciałam zostać zdemaskowana. Nie chciałam nikomu pokazywać swoich niedoskonałości. Zmieniałam się w zupełnie obcą kobietę. Codzienność mnie przytłaczała. Mój „chleb powszedni” niszczył nie tylko mnie, ale stał się zagrożeniem dla moich bliskich i całego otoczenia. Szatan zacierał ręce, bo już prawie mnie miał. Dlaczego prawie? Bo wielkie jest Boże miłosierdzie…
Pewnego wieczoru z moich oczu popłynęło morze łez bezsilności i tęsknoty. Pojawiło się pytanie: gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Bardzo długo wpatrywałam się w Najświętsze Oblicze, przed którym powiedziałam: dość! ON stworzył mnie na swój obraz i podobieństwo, dźwigał ciężki krzyż moich grzechów – a ja w taki sposób dziękuje?! I wciąż towarzyszyło mi jedno pytanie: Panie, co czynić, by być kobietą piękną, miłosierną i wierną Tobie? Zbliżał się czas wyjazdu na rekolekcje do Sióstr Imienia Jezus. Wahałam się i zastanawiałam, czy nie zrezygnować. Później... To Bóg mnie tam skierował, pomógł mi odnaleźć odpowiedź na moje pytanie. U Marylek pozwolił mi odnaleźć siebie. Poznałam cztery kobiety. Cztery dusze. Cztery razy „fiat”. Na rekolekcjach odkryłam historię troskliwej Rut, roztropnej Abigail, nieustraszonej Judyty i wiernej Zuzanny. Cóż mogą znaczyć w moim życiu te kobiety? Nie wiedziałam, dopóki się nie dowiedziałam, że piękno kobiety to przede wszystkim jej wnętrze i to, co ona może dać innym. Te cztery kobiety ofiarowały Bogu wszystko, co mogły... ofiarowały siebie. Jednocześnie zostały obdarzone przez Stwórcę ogromnym pięknem zewnętrznym. Mogły skupić się jedynie na modnych sukniach, upiętych włosach, drogich olejkach, żyjąc w grzechu, z myślą, że Bóg jest do niczego niepotrzebny. Jednak nie obrały sobie piękna zewnętrznego za najważniejszą cząstkę. Złożyły swoje życie Panu i tylko Jemu zaufały, będąc wiernym przykazaniom aż do końca. Serca tych niewiast płonęły żarliwą miłością Ukrzyżowanego i każdego dnia pragnęły Jej coraz więcej. Stały się dobre jak chleb...
Ostatnia adoracja Najświętszego Sakramentu przed zakończeniem rekolekcji była dla mnie niezwykle ważna. W głowie mnóstwo myśli, w kaplicy ciemno i przede wszystkim ON... Boski Oblubieniec utajony w białej, maleńkiej Hostii. ON patrzy na mnie, ja patrzę na Niego. Serce drży. Po policzkach skrapiają się malutkie znaki wstydu, skruchy i bezsilności. I nurtujące jedno błaganie: Panie Jezu, ja nic nie mogę, sama z siebie nic nie mogę…
Słowa Rut wypowiedziane do Noemi: „gdzie Ty pójdziesz, tam ja pójdę, gdzie Ty zamieszkasz, tam ja zamieszkam, Twój naród będzie moim narodem, a Twój Bóg będzie moim Bogiem” (Rt 1, 16) wywarły na mnie ogromne wrażenie i dotknęły mnie do głębi. Zamieszkały w sercu i często są moją modlitwą skierowaną do Boga. Rut, Abigail, Judyta, Zuzanna oraz Maria Witkowska, których życie zgłębiałyśmy przez te rekolekcyjne dni, pokazały mi o tym, jak być kobietą piękną, w czym ono się tak naprawdę wyraża. I tak jak One pragnę naśladować Tego, który mówi do każdej z nas: „O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jakże piękna!”. Pragnę tylko jednego: być piękną w oczach Pana. Pragnę być według Serca Bożego.
Zmęczona wewnętrzną walką, ale z poczuciem szczęścia z podjętej decyzji zawarłam umowę z Panem Bogiem i złożyłam Niebieskiemu Oblubieńcowi obietnice. Choć nie jest łatwo i zapowiada się wymagająca droga, przyrzekłam, że wytrwam. Tak jak Jezus szedł z kobietami, tak idzie również ze mną i z każdą z Was. Kolejny raz doświadczyłam, jak wielkie jest Boże miłosierdzie!
Bogu niech będą dzięki za wspaniałe rekolekcje i za tych, którymi się dobry Bóg posłużył, by zostały przygotowane. Modlę się za Was i do każdej i każdego z Was uśmiech wdzięczności posyłam.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Mam na imię Julia. Pochodzę z Łodzi i właśnie dostałam promocję do trzeciej klasy technikum gastronomicznego. To były moje pierwsze rekolekcje u Sióstr Imienia Jezus. Uczestniczyłam już w różnych rekolekcjach, ale żadne nie wywołały u mnie tak wielu przemyśleń, pochylenia się nad pewnymi sprawami, a przede wszystkim na nowo odnalazłam Boga w moim życiu.
Zanim wybrałam się do Warszawy, zanim zaczęłam myśleć o udziale w rekolekcjach, miałam bardzo trudny okres, a mianowicie tak oddaliłam się od Boga, że powątpiewam w Jego istnienie. Wszystko zaczęło się od tego, że miałam odbyć staż w wymiarze 150 godzin w firmie cateringowej. Praca tam była możliwa tylko w weekendy, co powodowało, że nie zawsze uczestniczyłam w niedzielnej Eucharystii. Na początku bardzo mi to przeszkadzało, że muszę pracować w niedzielę, ale wiedziałam, że nie mam wyboru, później niestety nie miało to dla mnie znaczenia, chciałam szybko odpracować to, co miałam i skończyć ten staż. Niedziela już nie była dla mnie dniem uroczystym, świątecznym, była jak zwykły dzień tygodnia, bardzo mi było przykro, ale nie wiedziałam, jak mam zrobić, by niedziela była dla mnie dniem wyjątkowym. Nie to w tym wszystkim było najgorsze, najgorsze było to, że przestałam rozmawiać z Bogiem, oddaliłam się od Niego i zwątpiłam w Niego. Wiedziałam, że tak dłużej być nie może, że muszę coś z tym zrobić i dlatego wybrałam się na rekolekcje. Temat też okazał mi się bardzo bliski. Bardzo chciałam odnaleźć w sobie piękną kobietę, piękną córkę Boga.
Zostałam przyjęta bardzo serdecznie już kolejny raz przez Siostry i same uczestniczki. Siostry miałam okazję wcześniej poznać. Na pierwszej adoracji było mi ciężko się skupić, a to wiatr za oknem, a to gasząca co chwilę świeczka. Powróciło do mnie wtedy pytanie sprzed roku: „Jakie jest moje powołanie?”. Wybrałam się wtedy z tym pytaniem na Namiot Spotkania. Jezus mi powiedział, że moją drogą jest małżeństwo. Miałam wątpliwości i tym razem. Już wcześniej Jezusowi zadawałam to pytanie i za każdą odpowiedzią byłam nieusatysfakcjonowana. Dałam temu wtedy spokój. Później znów wróciło do mnie to pytanie, ale dużo silniej, ogarnął mnie niepokój, nie umiałam sobie z tym poradzić, pomogła mi bardzo rozmowa z jedną z Sióstr, uspokoiła mnie i zapewniła, że mam jeszcze czas, że Jezus mnie tak poprowadzi, że będę wiedziała, jakie jest moje powołanie. Każdego dnia coraz pełniej przeżywałam Eucharystię, była ona przepełniona radością, wdzięcznością, ufnością. Na niedzielnej Eucharystii właśnie tak się czułam, całą sobą uwielbiałam Pana Boga, za wszystko, co mi pokazał, a pokazał mi Siebie. Gdy przyjmowałam Komunię Świętą, czułam się prawdziwie CÓRKĄ BOGA.
Zrozumiałam kolejny przeze mnie popełniony błąd. A mianowicie było to zerwanie obietnicy złożonej Panu Bogu. Jestem we wspólnocie Ruchu Światło – Życie (potocznie nazywanej oazą) i właśnie na jednych z tych rekolekcji poznałam dzieło – Krucjata Wyzwolenia Człowieka polega ona na tym, że przez rok bądź przez całe życie zobowiązuje się człowiek do nie picia, nie częstowania, niewydawania pieniędzy na alkohol. Ja zobowiązałam się do roku wstrzemięźliwości i nie dotrzymałam obietnicy. Na rekolekcjach zrozumiałam, że źle zrobiłam, miałam wyrzuty sumienia i tak naprawdę dzięki tym rekolekcjom postanowiłam podpisać jeszcze na rok Krucjatę, ale wiem, że będzie to dla mnie bardzo trudne, ale wiem też, że Jezus jest ze mną.
Wyjeżdżając, czułam tęsknotę, ale czułam też obecność Jezusa i tak po prostu czułam się PIĘKNĄ KOBIETĄ.
Chwała Panu!!!
Kolejny raz Pan podarował mi piękny prezent – możliwość uczestniczenia w rekolekcjach, które prowadzą wspaniałe Siostry Imienia Jezus! Może to dziwne, ale za każdym razem przyjeżdżam tam z wieloma problemami. Muszę przyznać, że w szczególności z samą sobą- swoim poddawaniem się, małą wiarą, wadami i nienawiścią. Mijając próg drzwi domu, mam ochotę płakać i się śmiać. Chcę wykrzyczeć każde moje niepowodzenie i cierpienie, a jednocześnie widząc moich przyjaciół – siostry, nowe znajome, jak i stałe bywalczynie – cieszę się. Tu, w tym domu piszę nowy rozdział mojego życia, dostaję kolejną szansę, kolejna czystą kartkę…
Nasze serce jest ogrodem, my zaś musimy o niego się troszczyć. W centrum tego kwiatostanu rośnie piękna róża. Kiedy jesteśmy radośni, roślina tańczy razem z nami. Niestety mamy naturę ludzką… Czasami przychodzą chwile, gdy nie widzimy sensu dalszej wędrówki… Piękna róża więdnie. Dochodzi do tego, że chcemy ją wykorzenić z naszego serca. Broni się. Kłuje nas… Są dwie możliwości, będziemy z nią walczyć lub podlejemy ją. Różą jest wiara. Przed rekolekcjami mój kwiat potrzebował opieki, której mu nie zapewniałam. Przychodziły chwile, gdzie pragnęłam go wykopać… Ale obronił się! Z tego też powodu znalazłam się u sióstr, a dalej idąc, w ramionach bł. O. Honorata. On pomógł mi podlać różę i pokazał, jak powinnam o nią dbać. Poprowadził mnie do głębszego zrozumienia, czym jest miłość. To nie tylko uniesienia, to przede wszystkim odpowiedzialność. Chrystus najbardziej miłuje serca, które cierpiały, którym zadano blizny poprzez nieodwzajemnienie miłości. Kocha serce człowieka, który został upokorzony. Bo w tym sercu potrafi znaleźć siebie- Najlepszego Przyjaciela wyszydzonego, ubiczowanego i ukrzyżowanego, który każdemu oddaje, poprzez ten czyn, Swoje serce. Chce być naszą tarczą. Przeżyć z nami wszystkie cierpienia… Ja chcę należeć jedynie do Niego i Mamy! Jak często potrafimy okazać komuś miłość? Czy potrafimy wybaczyć naszym nieprzyjaciołom? Czy kiedykolwiek pocieszyłeś osobę strapioną? Służąc w czasie jednej ze mszy śpiewem, ujrzałam pewną kobietę, usłyszałam głos, nawołujący do tego, by oddać jej mój różaniec. Przyznam, że nie byłam z tego początkowo zadowolona. Był dla mnie niezwykle cenny. Po Najświętszej Ofierze udałam się do tej pani (jak się okazało, miała na imię Alicja) i podarowałam jej to, czego oczekiwał ode mnie Jezus. Nieco zaskoczona z pięknym uśmiechem na twarzy obdarowała mnie tym samym. Być może nigdy jej nie spotkam, jednak czuję, jakbyśmy znały się od lat. Czuję, że potrzebowała mojego uśmiechu i rozmowy. Codziennie staram się za nią modlić, w taki sposób jestem tuż obok niej. Ostatnią i kluczową rzeczą, jaką chciałam się podzielić, jest zdanie, które usłyszałam w czasie adoracji: „Najpiękniejsza modlitwa rodzi się w ciszy twojego serca”. W naszym życiu poszukujemy mistyki i uniesień, chcemy przekonać do siebie Chrystusa, używając wielu słów. A przecież Maryja uczyła nas Swoim życiem prostoty. Bóg przychodzi do nas w tej ciszy, by zabrać z naszego serca wszystko, co nie pochodzi od niego. Tu modlitwa oznacza tę niesamowitą, pełną miłosierdzia więź Ojca z Tobą. On zawsze będzie Ciebie szukał. Na Tobie spoczęło Jego oblicze.
Kończąc moje świadectwo, pragnę z głębi serca podziękować Siostrom za ten piękny czas. Jeśli czytasz to świadectwo wiedz, że coś się dzieje :) Najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie uczestnictwo w najbliższych rekolekcjach. Uwierz mi, a nie zawiedziesz się. To najlepsze, co mogło mnie spotkać w życiu! „Wiara cię nauczy, że jeśli upadłaś nawet, nie powinnaś rozpaczać, bo Bóg ze złego wyprowadzić może” – bł . o. Honorat.
Czasem przychodzi mi na myśl pytanie: Kim jest dla mnie Matka?. I mówię sobie, osoba, która mnie przede wszystkim kocha, zawsze zrozumie, gdy tylko widzi moje cierpienie, za wszelką cenę chce mi pomóc. Bardzo delikatna i uczuciowa. Gdy w moich oczach widzi łzy, a na mojej twarzy smutek, Jej serce również przepełnia ból, a po policzkach spływają drogocenne „kryształy”, gdzie każdy jest na wagę złota. Istota Boska pragnąca tylko mojego szczęścia… I mogłabym tak pisać w nieskończoność.
A później nasuwa się kolejne pytanie: Czy mi to wystarczy, czy to jest mój ideał i cel dążenia w życiu? Z natury naszą ziemską matkę określa się jako właśnie taki priorytet do naśladowania, szczególnie dla dzieci. Ze mną jest troszeczkę inaczej. Długo myślałam, kto mógłby zostać moim przewodnikiem w mojej ziemskiej wędrówce. Pytałam, szukałam, wiele razy pobłądziłam, ale w końcu się udało…
Od niedawna to Maria Franciszka Witkowska (Maryla) stała się moją „przewodnią gwiazdą” w życiu. Moją duchową Matką. Dlaczego właśnie Ona? Przede wszystkim jest współzałożycielką Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Imienia Jezus pod opieką Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych. A ja darzę ogromny uczuciem Najświętsze Imię Jezus i to właśnie Jemu, w tym Zgromadzeniu pragnę ofiarować swoje serce.
Maryla pozwoliła się porwać w wir szalonej miłości Jezusa. Jej głęboka, a także intymna relacja z Panem Bogiem sprawiła, że i ja pragnę kroczyć Jej śladem. Jest Ona dla mnie wzorem i to właśnie od Niej uczę się kochać. Maryla była tak mocno zjednoczona z Jezusem, że pomimo ciężkich doświadczeń, cierpień i bólu nie zaprzestała kochać. Wręcz przeciwnie krzyż, który dźwigała, utwierdzał Ją do walki ze złem. „Istotnie – ukochać Boga i dać innym Go ukochać – to moje żądanie”. Maryla bardzo gorąco tego pragnęła i do tego dążyła w Służbie Bogu.
Jednak na tym, szalona miłość Matki Franciszki do Imienia Jezus się nie kończy. Maryla nade wszystko umiłowała Najświętszy Sakrament. Co jest kolejnym powodem, dlaczego właśnie Ona mnie prowadzi przez życie. Maryla długi czas spędzała przed Jezusem Eucharystycznym. To właśnie z białej hostii czerpała siłę, radość, szczęście i moc do walki, pracy oraz cierpienia.
Czym jeszcze Matka Franciszka mnie zachwyciła? Przez całe swe życie wszystko ofiarowała Bogu. Każdą sprawę, cierpienie, radość, łzę i uśmiech. Wszystko, co robiła, to na większą chwałę Boga w Eucharystii ukrytego.
Życie kochanej Maryli ukazało mi to, że można ofiarować ludziom i Bogu więcej niż się posiada. Wystarczy tylko tego mocno pragnąć. Całe swe życie poświęcić szalonej miłości Boga: „Panie Jezu, ja będę myśleć o Tobie, a Ty myśl o mnie, i o sobie już nic”. Nasza Matka należała do tych dusz wybranych, które bez przerwy pragnęły odkrywać nowe drogi. Pokonując ścieżki życia odważnym i zdecydowanym krokiem dochodzili do kresu, otrzymując wieczną nagrodę w Niebie.
Ktoś mnie zapyta: Dlaczego jeszcze? Co w Niej było takiego niezwykłego? Odpowiem, że urzekła mnie ta prostota, którą Maryla posiadała. Ta szczera miłość do Pana Jezusa pomimo wszystko. Za każdą chwilę, smutną i radosną, potrafiła całym sercem dziękować Panu Bogu i uwielbiać Jego Najświętsze Imię. Całą swą ufność i wszelkie nadzieje złożyła właśnie w ręce Boga. Oddała się i swoje życie bezgranicznej miłości Najwyższego.
Za to wszystko, co tu napisałam i wiele innych rzeczy pragnę Słudze Bożej Matce Marii Franciszce Witkowskiej z całego serca podziękować: „Chce Ci powiedzieć, jak bardzo jestem wzruszona całą Twą macierzyńską delikatnością; ach! Wierz mi Matko moja ukochana, że serce Twego dziecka jest przepełnione wdzięcznością i nie zapomni nigdy tego wszystkiego, co Ci zawdzięcza”. (Fragm. „Dzieje Duszy” Św. Tereska od Dzieciątka Jezus)
Gdyby ktoś Cię zapytał, czym jest Eucharystia? Dlaczego jest ona najważniejszym aktem uwielbienia i dziękczynienia w życiu każdego głęboko wierzącego? Co się dzieje podczas Eucharystii? - Wiedziałbyś co odpowiedzieć? Ja do pewnego czasu nie wiedziałam. A co gorsze, nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nie wiem. Wszystko zmieniło się po krótkim, kilkudniowym spotkaniu u Sióstr Najświętszego Imienia Jezus.
Chrystus nie zwlekając dłużej, sprawił, że moje nastawienie do Eucharystii zmieniło się o 180°. Sposób w jaki teraz przeżywam Eucharystię to również Jego zasługa. Teraz wręcz tęsknie, by znów uczestniczyć w największym Akcie Zbawienia. Przecież tam na ołtarzu dokonują się tak wspaniałe przemienienia. Bóg nas zaprasza byśmy byli tego świadkami. Sam do nas przychodzi i dla nas staje się Ciałem i Krwią. Czyż to nie jest piękne? Co więcej, Chrystus pragnie zamieszkać w naszych sercach.
Do pewnego czasu stawiałam opór, nie chciało mi się i uważałam, że to bez sensu, bo nie mam z tego większych korzysci. Dzięki Bogu to się zmieniło. Zrozumiałam, że Bóg w Eucharystii daje nam Siebie. Więc tym bardziej za każdym razem powinnam przyjmować Go z radością, otwartym sercem i ogromną miłością. Jestem wręcz winna to Panu Bogu za Jego poświęcenie i nieskonczoną miłość do mnie.
„Eucharystia jest cudem nad cudami, jest to żywa pamiątka wszystkich Tajemnic wiary, dlatego zasługuje na najwyższe uczczenie.” – powiedział bł. Honorat Koźmiński – jeden z wielu, który nade wszystko umiłował Eucharystię i Najświętszy Sakrament.
Jestem stokroć wdzięczna tym, którzy pomogli mi uświadomić, że Eucharystia to nie powtarzanie w kółko tych samych formułek, pokaz mody czy czas na zaplanowanie całego tygodnia. Zanoszę do Boga w modlitwie tych wszytkich, którzy swoim przykładem pokazują, że Eucharystia to cud z udziałem żywego Boga, który ciągle przychodzi na nowo.
Pokój i Dobro!
Wspominając rekolekcje u sióstr często stają mi łzy w oczach... To ze wzruszenia, tyle zmieniły w moim życiu.
Przyjechałam tu bardzo zagubiona. Czułam, że codzienność mnie przytłacza. Staje się moim ciężarem. W tym okresie moją głowę zaprzątały okropne myśli: „Skończ z tym!”. W tej ciemności szłam na oślep, szukając jakiegoś wyjścia, ale droga prowadziła donikąd. Wtedy znalazłam Światło – rekolekcje stały się ścieżką, prowadzącą prosto w ramiona Chrystusa. Jezus otulił mnie swym płaszczem bezgranicznej Miłości, której w żaden sposób nie jestem w stanie opisać. Stał się mą Opoką i Dachem chroniącym przed cierpieniem oraz złem. Zaznałam prawdziwego szczęścia.To jednak nie wszystko...
Nie tylko On zmienił tyle w moim życiu. Pojawiła się w nim również miłosierna Matka – Maryja. Mimo intryg szatana postanowiłam jej się w pełni oddać. Oddać jej każde moje tchnienie, myśl, dzień. W tej niewoli odkryłam, czym jest bezpieczeństwo i spokój. Maryja jest ze mną w każdej chwili, wiem to... Ona mnie tu, na rekolekcje, posłała. Była taka szczęśliwa, kiedy mogła mnie przytulić. Teraz zaczynam i kończę z Nią dzień. Nie wstydzę się o Niej mówić na głos, pokochałam Nowennę Pompejańską. Święty Franciszek przyczynił się do tego, że każde drzewo, zwierzę, chmurę witam z uśmiechem na twarzy. Pomaga mi On podejmować trudne decyzje i pokazuje jak powinnam kochać Jezusa. Dziękuję za te piękne nauki ojcze Rafale. Te kilka chwil to było tyle słów poznania... Niesamowite. Niewiarygodne jest również to, ile ciepła w sobie mają siostry. Można z Nimi o wszystkim porozmawiać. Są bardzo wyrozumiałe. Wiem, że zawsze mogę na nie liczyć.
Piękno kryje się w prostocie... Moje wszystkie niezwykłe przeżycia chcę podsumować w jednym zwrocie: „Chwała Panu i Maryi!”.
Pokój i Dobro!
Kolejne rekolekcje u Sióstr Najświętszego Imienia Jezus już za mną. I jedno jest pewne, że u Marylek nie da się nudzić. Nie brakowało niczego. Była radość, śmiech i zabawa. Od każdej z Sióstr po prostu biła serdeczność i kochane serce pełne Jezusowej miłości. Mimo tego wszystkiego rekolekcje były „inne” i miały w sobie coś bardzo wyjątkowego. Tak to właśnie odczułam.
Jezus coraz głębiej pragnie wyryć w moim sercu swoje Przenajświętsze Imię. A ja z ogromną radością zgadzam się na Bożą wolę.
Każdego dnia modlitwy brewiarzowe, Eucharystia, konferencja, adoracja. I wreszcie św. Franciszek, który zadziwił mnie bardzo swoją prostotą, wieczną radością i poświęceniu siebie i swojego życia Panu Bogu. Oddać się Najwyższemu, by stać się narzędziem w rękach Boga.
To wszystko skłoniło mnie do bardzo głębokiego przeżycia spotkania Boga sam na sam. Co nie znaczy, że się nie bałam. Wręcz przeciwnie… łzy w moich oczach podczas adoracji. Albo to przerażenie, gdy Bóg poprosił mnie, abym zaśpiewała psalm podczas Eucharystii. Bałam się ogromnie i cała się trzęsłam, ale z drugiej strony nie chciałam zawieść Boga i tak wielu ludzi którzy wierzyli, że wystarczy mi odwagi. I dlatego zaśpiewałam.... starałam się, aby wykonać zadanie jak najlepiej. Później ktoś mi powiedział, że właśnie przełamałam strach i odniosłam zwycięstwo. I po tym moim małym doświadczeniu uświadomiłam sobie, że wszystko należy ofiarować Bogu i Jemu zaufać. Właśnie tak jak czynił to św. Franciszek. Dzięki Marylkom ja zrobiłam to samo. W uroczystość Matki Bożej Rodzicielki złożyłam akt oddania się Maryi.
Przez słowa „oddaję dziś w ręce Twoje...” wyraziłam pragnienie, by stać się Jej niewolnicą. Od tej pięknej chwili każdą sprawę, wszystkie radości i smutki... po prostu całą siebie powierzam Matce Bożej składając „wszystko” na Jej dłonie. Uśmiech na twarzy i ogromna radość w sercu, bo u mojego boku, trzymając mnie za rękę już zawsze kroczyć będzie Matka Boża.
Adoracje u Marylek są dla mnie ogromnym, bardzo głębokim przeżyciem. W duchu cieszę się jak małe dziecko, gdy słyszę: „dziś wieczorem – adoracja”. I w końcu następuje ten piękny moment, gdy klękam w kaplicy przed Chrystusem utajonym w białej Hostii. Wyciszona, by lepiej usłyszeć głos samego Boga i nie pominąć żadnego zdania, które ON chce mi powiedzieć. Światło zgaszone, palą się tylko małe świeczki. Oczy zachodzą łzami, a w sercu ogromna radość z uwielbiania Najcichszej Obecności.
Dlaczego adoracje tak przeżywam? Bo dla mnie to jest bardzo osobiste spotkanie z Jezusem. Wtedy jestem ja i Chrystus. To właśnie podczas kontemplacji ON zagląda mi głęboko w serce, a później patrzy w oczy i mówi: „Nie bój, wypłyń na głębie, JA jestem z Tobą”. Właśnie wtedy doświadczam tej ciepłej, Boskiej miłości Chrystusowej. I chociaż po adoracji wychodzę z kaplicy jakby czołg po mnie przejechał, to tylko dlatego, że Miłość Chrystusowa, która bije z białej Hostii mnie paraliżuje. I serce z radości promienieje Boską miłością Chrystusa Ukrzyżowanego.
Wiele refleksji wzbudziły we mnie również konferencje. Miały przepiękne przesłanie. Była mowa o św. Franciszku, jego modlitwie, prostocie, sposobie patrzenia na świat zawsze przez pryzmat Jezusa Chrystusa i o miłości do Bożego Stworzenia. Najbardziej nie mogłam pojąć tego jak można posiadać tak "prawdziwą wiarę, wytrwałą nadzieję, doskonałą miłość i zrozumienie".
Nie rozumiałam dopóki Ojciec prowadzący nie powiedział o prostocie we wszystkim. Nie wyuczone reguły teologiczne, ale najprostsze szczere „Ojcze Nasz” płynące z czystego serca jest dla Boga ważniejsze.
Właśnie konferencje uświadomiły mi, że Bóg szuka prostoty. A przecież św. Franciszek właśnie taki był. I może właśnie dlatego spodobał się Bogu?
Bardzo urzekła mnie droga św. Franciszka do świętości. Dostrzegać Boga we wszystkim, zaufać i wszystko Jemu ofiarować. Nie jest to łatwe i niesie ze sobą cierpienie tu na ziemi, ale nagroda Niebieska będzie wielka, a radość wieczna…
Z całego serca pragnę podziękować WSZYSTKIM, którzy nigdy nie pozwolili mi w siebie zwątpić. I dzięki którym tak wiele mi się udało. Nie wymienię imion… zawsze otaczam ich modlitewną opieką i cały czas noszę w sercu.
Serdeczne Bóg zapłać za przepiękne rekolekcje.
Cześć. Jestem Karolina. Chciałabym Wam opowiedzieć o mojej zimowej przygodzie jaką były rekolekcje u Sióstr Imienia Jezus. W czasie tych rekolekcji doświadczyłam bardzo mocno działania Ducha Świętego. Podczas tych kilku dni poznałam nową formę czytania i rozumienia Pisma Świętego, którą zaproponował nam ksiądz Tomasz pochodzący z Częstochowy. Zajęcia były prowadzone metodą Bibliodramy, która – muszę przyznać – nie była łatwa, wymagała wiele wysiłku i skupienia. Zajęcia były szczególnie związane z tekstami biblijnymi o Narodzinach Jezusa. Omawiałyśmy i przedstawiałyśmy wybrane sceny z Pisma Świętego, co pomogło nam bardziej wczuć się w przeżycia odgrywanych postaci. Oczywiście centralnym elementem każdego dnia była Eucharystia. Wspólna modlitwa i czuwanie ukazywało, jak Bóg delikatnie kruszy serca, przepełniając je radością i miłością. Rekolekcje te pomagają rozpoznać swoje powołanie. Przybliżają do Boga oraz do bliźnich. Spędzając ze sobą te kilka dni z nieznajomych stałyśmy się sobie bliższe.
Wyjazd ten był dla mnie ogromnym przeżyciem. Dzięki Niemu mogłam oderwać się od problemów codzienności, aby skupić się na obecnej chwili, na trwaniu w Bogu i w towarzystwie ludzi emanujących radością i życzliwością, którzy uświadomili mi, że wiara w Boga nie polega jedynie na chodzeniu do kościoła czy na lekcje religii, lecz na aktywnym uczestnictwie w życiu wspólnoty chrześcijańskiej. Rekolekcje to nie tylko czas modlitwy, ale też czas integrowania się w grupie. Nie odbyło się więc bez licznych wyjść w miejsca związane z tematem przewodnim ani bez tańców czy śpiewów. Nawet wspólny posiłek okazał się wielką przyjemnością, a także wyzwaniem. Dzięki takim atrakcjom możemy poznać innych, dowiedzieć się czegoś o nich, o ich drodze wiary.
Każda z Nas będąc na tych rekolekcjach doświadcza innych uczuć. Odkrywa swoją drogę wiary na nowo i na nowo poznaje Boga. Pozwala spojrzeć na swoje życie duchowe w lepszym świetle. Osobiście wcześniej uważałam, że młodzi ludzie nie mogą nic wnieść do Kościoła. Uczniowie, studenci – co my możemy? Te oraz wcześniejsze rekolekcje pokazały mi, że Bóg działa nawet przez nas. Działał i działa. I za to dziękuję kochanym Siostrom oraz duszpasterzom, którzy pomogli mi to zrozumieć. Na koniec mogę jedynie podsumować, że był to niesamowity czas, pełen charyzmy i uśmiechu, a przede wszystkim pełen obecności kochającego Ojca, który jest w niebie!
Pokój i Dobro!
Bardzo cieszę się i dziękuję Jezusowi, że postawił na mojej drodze takich ludzi, dzięki którym trafiłam na te piękne rekolekcje. U sióstr czułam się jak w domu, przyjęły mnie ciepło i bardzo serdecznie. Już pierwszego dnia doświadczyłam bliskości Jezusa, niosącego wielki spokój, który towarzyszył mi przez całe rekolekcje. Dzięki naukom księdza zatrzymałam się na chwilę, by przemyśleć, jak wygląda moja relacja z Bogiem. Zrozumiałam, iż często przez to, że wszędzie się spieszę, nie potrafię się wyłączyć na otaczający mnie świat, by choć przez chwilę wyżalić się Temu, który z miłości do mnie poświęcił swoje życie. On czeka... Czeka na nas po Mszy św. jednak często zapominamy że tam jest wychodząc bez pożegnania. Ze spotkania najbardziej zapamiętam piękne adoracje.
Muszę przyznać, że podczas jednej z nich zdarzyło się coś niezwykłego. Prosiłam Jezusa, by przybył do mego serca, On jednak dodał coś jeszcze od Siebie... Podczas modlitwy poczułam, że robi mi się ciepło. Jezus przyszedł do mnie z wielkim spokojem. Moja dusza była tak szczęśliwa, iż zmusiła ciało do kołysania się. Na początku nieco się powstrzymywałam, ale później otworzyłam się całkowicie na działanie Chrystusa. Dzięki rekolekcjom wiele się zmieniło w moim życiu. Zaczęłam się wgłębiać w wielką tajemnicę Eucharystii, nauczyłam się modlić tak jak chce tego Bóg i postanowiłam dołożyć wszelkich starań, aby założyć grupę modlitewną dla młodzieży. Moje plany na przyszłość są dość ambitne, ale wiem, że z pomocą Boga wszystko jest możliwe. Z rekolekcji zapamiętałam cytat: „Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie serce twoje". Rekolekcje polecam szczególnie osobom, które szukają swojej drogi. Z siostrami można porozmawiać na każdy temat, nikogo nie oceniają, próbują zrozumieć punkt widzenia każdej z dziewczyn. Na pewno wrócę tu jeszcze nie raz.
To co przeżyłam podczas tego pięknego czasu jest mi naprawdę ciężko opisać, ale spróbuję...
Ogromną wdzięczność niosę Jezusowi za tego człowieka, który zaproponował mi wyjazd na te rekolekcje. Ten wspaniały człowiek wiedział czego naprawdę potrzebuję do szczęścia... a ja sama nie miałam pojęcia co mnie może uczynić szczęśliwą. A to jest proste słowo na pięć liter ... J E Z U S.
Przez jakiś czas czegoś się bałam. Nie wiedziałam, co tak naprawdę się ze mną dzieję. Dokąd mam pójść? Którą drogę wybrać? Wszystko się zmieniło po jednej z tych pięknych, wieczornych adoracji. Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie wszystko zmienił. Miłość Chrystusowa, bijąca z białej Hostii rozpaliła moje serce. Jezus nie pozwolił mi się lękać. Wiedział, czego mi potrzeba ... potrzeba mi było odwagi, aby bezgranicznie zaufać Panu Jezusowi i pokładać w Nim wszelkie nadzieje. A wtedy nie ma miejsca na strach. Wiem, bo sama tego doświadczyłam. W chwili rozpoczęcia piosenki: „Nikt Cię nie kocha tak jak Ja” zaczęłam płakać. To był tylko dla mnie znak, że właśnie bezgranicznie zaufałam Bogu a poddając się Jego woli pozwoliłam, aby mnie prowadził przez życie właściwą drogą według Swojego planu. To było coś niewyobrażalnie pięknego i zmieniło moje serce na zawsze.
Bardzo pomogły mi również Siostry, każda na swój sposób, za co jestem bardzo wdzięczna. Z serca dziękuję i otaczam modlitewną opieką.
Przez samą dobroć, ciepło i miłość jaka panowała między nami na rekolekcjach, czułam się jak w domu, jak wśród swoich. To kolejny znak dla mnie, czego chce ode mnie Bóg. Z tak wspaniałych rekolekcji wprost nie chciało się odjeżdżać. Odliczam czas do następnego spotkania.
Bogu niech będą jeszcze raz wielkie dzięki za przepiękne Rekolekcje. Cieszę się, że Was wszystkich osobiście poznałam.
Kochani,
Mam na imię Asia. Jeżdżę na rekolekcje do Sióstr Imienia Jezus mniej więcej od dwóch czy trzech lat. Ostatnio zadałam sobie pytanie, jak potoczyło by się moje życie, gdybym nie otrzymała łaski takiej możliwości formacji. Byłabym gorsza dla bliźnich? Lepsza? Nie wiem. Na pewno byłoby mi trudniej.
Zacznę od początku. Byłam chyba „normalną” nastolatką, lubiącą wszelkie imprezy, nieraz te suto zakrapiane alkoholem, uwielbiałam spotykać się z ludźmi i potrafiliśmy godzinami dyskutować o – tak nam się wydawało – poważnych problemach egzystencjalnych. Gdzieś jednak w tym wszystkim zgubiłam Boga. Po prostu szkoda mi było czasu na odwiedzanie w kościele Kogoś, Kogo istnienia nikt naukowo nie udowodnił…
W trzeciej klasie liceum (wtedy jeszcze liceum obejmowało cztery lata nauki) „przypadkowo” znalazłam się na obozie organizowanym przez księdza z parafii mojej koleżanki. Doznałam szoku, kiedy na miejscu okazało się, co to jest za obóz i że każdy dzień będziemy zaczynać Mszą Św.! Nie chciałam jednak za bardzo się buntować czy alienować, z czasem naprawdę polubiłam te Msze. Teraz dostrzegam, że tak jak św. Franciszek miał różne etapy swojego nawrócenia, tak też było i u mnie. To chyba był pierwszy z tych etapów, wróciłam do domu naprawdę zakochana w Panu Bogu!
Jeszcze podczas tych samych wakacji poszłam na pielgrzymkę, zaczęłam się udzielać we wspólnocie Taize w moim rodzinnym mieście. Mimo to, nie pomyślałam nawet, że powinnam radykalnie zacząć zmieniać swoje życie. Z jednaj strony chodziłam do Kościoła, z drugiej wciąż rozrabiałam na imprezach. Najdziwniejsze jest to, że nie dostrzegałam w tym żadnego zgrzytu. Na własne potrzeby ustanowiłam nawet swój własny katechizm. W niektórych kwestiach stanowisko Kościoła wydawało mi się tak niedzisiejsze, że nie uważałam za konieczne stosować się chociażby do wszystkich z Dziesięciorga Przykazań…
Tak było przez kilka lat. Na studiach związałam się z jedną ze wspólnot młodzieżowych. Nie będę kłamała. Popchnął mnie do tego zawód miłosny. Po prostu było mi źle i postanowiłam szukać prawdziwego szczęścia i prawdziwej miłości. Teraz jestem bardzo wdzięczna i za to nieszczęśliwe zakochanie, i za tę wspólnotę. W końcu zaczęłam się otwierać na Pana Boga - w Kościele i w drugim człowieku. Jednocześnie rozumiałam, że ta wspólnota jest tylko kolejnym krokiem, bo ja wciąż muszę szukać. To trochę tak jak z udzieleniem pierwszej pomocy w karetce pogotowia. Nie mogłam tam zostać na dłuższe leczenie! Kiedy tak czekałam nie wiedząc, co robić, nieoczekiwanie przyszła pomoc.
Zaprzyjaźnieni ze mną ludzie śmieją się, że mam „opóźniony zapłon”. Coś w tym chyba jest. Osoba, którą znałam już prawie dwa lata, okazała się siostrą zakonną i zaprosiła mnie na rekolekcje… Może to zabrzmi naiwnie, ale ja naprawdę czuję, że wtedy przez siostrę przemówił Pan i gdyby tego nie zrobił, nie wiem, co by się ze mną działo…
Oczywiście pojechałam. Pamiętam, że bałam się okropnie... W życiu nie byłam w domu zakonnym, nawet nie wiedziałam, jak się zwracać do nowicjuszek czy do Matki; domyślam się, że na pewno strzeliłam całe mnóstwo gaf, ale jakoś nikt mi nigdy tego nie wypomniał…
Moja miłość do Marylek trwa już ładnych parę lat. Dla mnie to naprawdę dużo. Na rekolekcjach zawarłam trwałe i prawdziwe przyjaźnie, wiem, że zawsze mam na kogo liczyć. Ciągle uczę się radykalizmu. Nie piję alkoholu, nie kłamię i nie przeklinam. Staram się nie zaniedbywać modlitwy, bo wiem, że na tym opiera się całe moje życie. Jeśli tutaj coś zawalę, nie mam się co potem dziwić, kiedy nie radzę sobie w wielu sprawach. Z drugiej strony wiem, że cały czas jestem człowiekiem grzesznym. Nie piszę tego, bo gdzieś to przeczytałam, ani aby się zdołować. Ja naprawdę widzę, że wciąż upadam, że nawracanie to jest proces, którego nigdy nie zakończę. Ciągle się uczę i ciągle odkrywam coraz więcej prawdy o sobie. O swojej słabości. Tak jak do końca życia będę ponosić konsekwencje tego, co robiłam w moim „poprzednim życiu”, w życiu mojego starego człowieka.
Wiem, że u Marylek znalazłam swoje miejsce. Nie wiem jeszcze, jakie plany ma Pan Bóg względem mnie. Nie wiem, kim będę i jaka będę. Czy będę współsiostrą moich kochanych Marylek, czy szczęśliwą żoną i matką gromadki dzieci… Wierzę, że będę szczęśliwa, bo Pan ma dla mnie cudowny plan. Wiem też na pewno, że muszę się otworzyć na Jego wolę, Jego działanie i że czas spędzony z Siostrami (i Braćmi kapucynami…) nie jest czasem straconym.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało jak slogan reklamowy, ale jeśli jest Ci dobrze, przyjedź do nas i staraj się zarażać swoją radością, wiarą i pogodą innych. Jeżeli jest Ci źle, przyjedź koniecznie! Mam nadzieję, że tak jak ja kiedyś, wejdziesz we wspólnotę, która zarazi Cię swoim weselem i pokojem. Jeśli lubisz słuchać dowcipów, jeść czekoladę i grając w kalambury pokazywać hasło: „wypychacz chińskich kapeluszy” - zapraszam w imieniu Dziewczyn Imienia Jezus… Wszystko w rękach Pana, a On naprawdę obdarza nas niesamowitymi łaskami, jeśli mu tylko na to pozwolimy!
Pokój i dobro! I Bóg zapłać Tym, którzy pomagają mi szukać Boga... Wiecie, nie będę Was wymieniała imiennie…
1. Skąd dowiedziałaś się o takich spotkaniach u sióstr?
Na pierwsze spotkanie prowadzone przez siostry niehabitowe zostałam zaproszona przez swoją ówczesną katechetkę. Pamiętam ten pierwszy niepokój towarzyszący wyjazdowi: jak to, ja – sama, do Warszawy, kiedy ledwie swoje rodzinne miasto znałam. Jak rozpoznam tę siostrę? Z habitową nie byłoby problemów, a tu, siostra ubrana jak świecka… Kiedy już doszło do wyjazdu wszystko przebiegło bez najmniejszego problemu, a tyle było obaw związanych z tym spotkaniem. A ono odmieniło moje życie o 180°.
2. Dlaczego nie skończyłaś na jednym wyjeździe tylko kontynuujesz spotkania?
To pierwsze spotkanie pokazało coś zupełnie odmiennego niż wszelkie dotychczasowe moje rekolekcje. Jeździłam na różne spotkania, najczęściej ze wspólnotą parafialną, ale żadne z nich nie łamało takiej bariery „wstydu przed byciem sobą”. To spotkanie u sióstr było inne – bliższe. Wszelkie wewnętrzne przeszkody, które w sobie nosiłam zostały zniwelowane. Szokiem był dla mnie fakt, że mogę mieć Pana Jezusa 24 na dobę, 7 dni w tygodniu ? W Kościele wówczas wydawało mi się, że było to spotkanie ograniczone. Wchodziło się na Mszę, zaraz po zakończeniu wychodziło, by zwolnić miejsca dla innych przychodzących. A tu, w kaplicy, nikt nie kontrolował, nie ograniczał, nie czuło się żadnej presji, napięcia czasu czy poczucia, że ktoś cię obserwuje. Był ten niezwykły spokój i Cisza. Nie, nie milczenie, jakie często mylnie przychodzi nam na myśl, kiedy ktoś wspomni o zakonie. To była taka piękna Cisza, miała jakby swój dźwięk, swoją przedziwną muzykę, której nie rozumiałam. Po powrocie do domu wszędzie tego szukałam i nic nie dawało choć namiastki tamtej Ciszy. Poczułam więc taką tęsknotę i w ten sposób narodziło się moje niecierpliwe wyczekiwanie na kolejne spotkania?
3. Co Tobie dają tego typu spotkania?
Ciężko określić, gdyż każde jest inne, wyjątkowe, każde ukazuje inną wartość, prawdę. Wspólna jest jednak ta chwila wytchnienia, takiego czasu zastanowienia, coś w rodzaju STOP! Do Pana Boga, kiedy się narozrabiało i sumienie o tym przypomina. Niesamowity jest moment, kiedy wyjedzie się z domu, dociera do miejsca spotkania i widzi się ludzi, którzy też przyjechali tu, by szukać. Mają podobne problemy, rozterki, poszukują sensu, prostej radości, często zrozumienia i przebaczenia, a nade wszystko prawdziwej Miłości, której coraz trudniej doświadczyć w codzienności.
4. Co najbardziej zapisało się w Twojej pamięci z dni skupienia?
Mam taką gamę niesamowitych wspomnień, że trudno to opowiedzieć i spisać ? W pamięci utkwiła mi prześmieszna historia z Łomianek. Lipcowy, późny już wieczór. Chyba obejrzałyśmy film, byłyśmy na rozmyślaniu w kaplicy, wróciłyśmy do pokoi, umywszy się wcześniej. Ale gdzieś tam w głębi był jakiś niedosyt, więc we trzy stwierdziłyśmy, że idziemy jeszcze do kaplicy. Weszłyśmy po schodach i w pewnym momencie strach nas sparaliżował. Usłyszałyśmy jakieś trzaski dobiegające z kaplicy. Ciemno na korytarzu, siostry dawno śpią, nikogo więc nie ma, schody skrzypią przy każdym naszym najmniejszych ruchu. Stanęłyśmy pod drzwiami, słuchamy, słuchamy… W pewnym momencie klamka gwałtownie się nacisnęła – u nas jednocześnie ujawnił się niekontrolowany pisk ze strachu, po tej drugiej stronie także. Jak się później okazało – siostra zamykała okna w kaplicy, a my jak zbóje się skradałyśmy, co by jeszcze „ukraść” - trochę Bożej Miłości i Chrystusowego zainteresowania ?. Oprócz tego typu historii, których jest wbrew pozorom baaaaaardzo dużo, miło wspominam lipcowe „śmigusy-dyngusy”, wieczorne seanse, gdzie zamiast chusteczek trzeba było przynosić ręczniki z wiadrami, spacery, wycieczki, tańce, zabawy…5. Do czego najchętniej wracasz, chciałabyś ocalić od zapomnienia?
Niesamowite są momenty, kiedy zaczynamy się przed sobą otwierać, kiedy odkrywamy, że sprowadzają nas tu przeróżne drogi, ale ten sam cel – po prostu – odnaleźć Miłość. Pamiętam nieprzespane i często przepłakane ze wzruszenia noce, długie rozmowy, spacery, często trudne historie skrywane przez wiele lat. Następuje to zdjęcie maski, stawanie w prawdzie. Przez to zawierane są przyjaźnie, które do tej pory podtrzymujemy i z radością oczekujemy kolejnych dni skupienia czy rekolekcji, by wciąż się odkrywać i nawzajem poznawać.
6. Czym chciałabyś podzielić się z innymi, którzy nie mieli okazji być na takim spotkaniu?
Chciałabym wszystkim powiedzieć, by nie traktowali takich spotkań jak jakichś legend o ciemnych bagnach prowadzących do zamku ze smokiem i skarbem które może przejść tylko wybraniec. To nie ta bajka ? Ta „książka” ma czasem nieprzychylną opinię, może wydawać się z zewnątrz ponuro i smutno, ale dopóki nie otworzysz i sam nie przeczytasz – nie zrozumiesz. Wchodzi się wtedy w zupełnie inny świat, tyle, że – co najlepsze- wcale nie jest wymyślony, fantastyczny. Jest jak najbardziej realny! I co więcej, czeka, by spróbować, by nie uciekać, nie odmawiać. Siostry wcale nie gryzą, nie przypominam sobie, bym jakąś część ciała straciła ? Wręcz przeciwnie – zyskałam. Otrzymałam nowe serce, nowego ducha, odkryłam to „sacrum” mojego wnętrza, dokopałam się do tego kamienia z własnym imieniem wyrytym mi od początku istnienia, o którym pięknie wspominał w swoich kazaniach ks. Pawlukiewicz. To wcale nie takie trudne, jak się wydaje. Wystarczy tylko chcieć, a chcieć to ponoć móc?